28.2.12

Pierwsze prawo etyki - jasno określony cel


To jest kolejny post dotyczący wymyślonego przeze mnie pierwszego prawa etyki, zatem abyś nie czuł się zagubiony polecam zapoznanie się przed lekturą z tym oraz tym postem. 

Jeżeli jesteś jak większość ludzi, w tym piszący te słowa, nie potrafisz wytrwale podążać wybraną drogą nie znając jasno określonego celu wędrówki. Jesteśmy wtedy jak wędrowiec na pustkowiu bez dróg. Jeśli nie wyznaczymy sobie punktu na horyzoncie możemy nieświadomie zacząć krążyć, zamiast poruszać się we właściwym kierunku. Dobrze dobrany punkt orientacyjny, czyli cel, może nam pomóc nie zgubić "drogi". 

Początkowo jednak droga wydaje się być szeroka i dobrze oznakowana. W tym okresie wędrówki powinieneś rozważyć wyznaczenie sobie celów, tak jak przy standardowych, życiowych sytuacjach. Takie cele powinny, według podręczników, spełniać podstawowe kryteria takie jak prostota, realizm czy mierzalność, żeby wymienić najważniejsze. Wszystko to jest szczególnie istotne na początku drogi. Właśnie wtedy często chcemy po prostu wiedzieć, że uczyniliśmy miłe rzeczy dla arbitralnie wybranej liczby ludzi w danym tygodniu, a w następnym pragniemy poprawić uzyskany rezultat. Pozwala nam to śledzić własne postępy i nie zbaczać z raz obranej ścieżki. Takie przywiązanie do produktywności, oparte na ogólnie znanych zasadach zarządzania, jest bardzo przydatne, ale w pewnym momencie prawdopodobnie zacznie Cię ograniczać. Od pewnego momentu nie jest bowiem możliwy ciągły postęp w kierunku uszczęśliwiania innych ludzi, bez ograniczania własnego szczęścia. Można powiedzieć, że wtedy dochodzimy do miejsca gdzie nie ma juz dróg i przydałoby się obrać jakiś azymut do dalszej wędrówki. Dzisiejszy post traktuje o tym jak rozpoznać ten moment, oraz o tym co może być jasno określonym celem praktykującego pierwsze prawo etyki.

Kochaj drugiego jak siebie samego 

Słowa te, przypisywane Jezusowi, wydają mi się być dobrym celem, plamką na horyzoncie, dla człowieka chcącego praktykować pierwsze prawo etyki. Przez lata byliśmy jednak przymuszani do interpretowania ich w sposób niedosłowny, co doprowadziło do powszechnego niezrozumienia ich przesłania. Wielu ludzi uważa, że nakazują one wzgardzić własnym szczęściem, w imię szczęścia innych. Znajdują oni w nich usprawiedliwienie niezdrowego, całkowitego poświęcenia się dobru innych, zaniedbując własne potrzeby. Nic bardziej mylnego. Zawarta w jednym z najważniejszych przykazań chrześcijańskich mądrość, przede wszystkim, nakłania do pokochania siebie, a następnie do rozlania tej miłości na osoby, które jej potrzebują. Wspomniane zdanie nakazuje przecież kochać innych tak samo jak siebie samego. Nie mniej, nie bardziej, ale dokładnie tak samo, o czym wielu zdaje się zapominać. Gdyby wszyscy tak rozumieli i chcieli wprowadzać w życie wspomniane słowa Jezusa świat byłby lepszy. Moim zdaniem właśnie takie postępowanie byłoby najlepszym wyrównaniem szans, równouprawnieniem i maksymalizowaniem powszechnego szczęścia w praktyce. Jeśli zaczynasz odczuwać dyskomfort związany z uszczęśliwianiem innych prawdopodobnie przeholowałeś i kochasz innych bardziej niż siebie. To może prowadzić do niebezpiecznych zaburzeń i stanów depresyjnych. Na szczęście wystarczy chwila refleksji nad miłością własną i wszystko powinno wrócić na swoje miejsce.

Jak ja stosuję te porady w praktyce? Będąc na początku drogi, na razie, wystarcza mi produktywne podejście do sprawy opisane na początku posta. Zdając sobie jednak sprawę z ograniczeń takiego rozumowania wiem, że jednym z moich życiowych celów jest pokochanie innych ludzi jak siebie samego. Przekonam się czy wystarczy mi czasu, sił i wytrwałości w dążeniu do takiego ideału. Czas pokaże czy będę na tej drodze sam, czy może dołączysz się do mnie również Ty drogi czytelniku. A może masz inny pomysł na końcowy cel dla praktykującego pierwsze prawo etyki? Jeśli tak, podziel się nim ze mną proszę w komentarzu.

0 komentarze: