19.11.11

Czy porażki istnieją?


Zamierzone plany często nie realizują się po naszej myśli. Takie chwile, które definiujemy jako brak sukcesu nazywamy porażką. Większość z nas dobrze zna jej gorycz. Czy nie jest jednak tak, że porażka to sprawa subiektywna, zależna w dużej mierze od nas samych? Przekonajmy się...

Czy niepowodzenie jest bezwzględne? Na tak postawione pytanie nie można dać jednoznacznej odpowiedzi. Nikt z nas nie posiada wiedzy czy osiągnięcie zamierzonego celu będzie sukcesem i jakie przyniesie efekty uboczne. Mimo to nieosiągnięcie obranego celu traktujemy jak porażkę. Czy ma to sens? Czy gdybyśmy osiągnęli cel, przy okazji tracąc coś cenniejszego byłoby to sukcesem czy porażką? Może więc to co bierzemy za porażkę jest sukcesem?

Czy odnosząc sukces za każdym razem jesteśmy w stanie ocenić jego wartość? Czy też raczej jeśli ponosimy klęskę i powtarzamy próby dotarcia do celu, potwierdzamy siłę naszego zobowiązania? Istotnie, przekonywałem już na blogu, że prawdziwość pragnień i marzeń należy mierzyć tym jak mocno są zakorzenione w osobowości człowieka. Z tej perspektywy "porażka" jest tylko papierkiem lakmusowym prawdziwości i istotności naszych celów.

Czy większość biznesów odniosła sukces za pierwszym podejściem? Ile nieudanych eksperymentów przyniosło światu żarówkę? Od ilu wydawców Stephen King otrzymał listy odmowne, zanim ktoś dał mu szansę? Czy należy więc próbować do skutku? Odpowiedź znowu nie jest prosta. Próbować należy, ale nie na ślepo, powtarzając ciągle te same błędy. Można przecież przemodelować marzenie ekstrahując z niego czynnik pierwotny (jak to zrobić dowiesz się z poprzedniego posta). Można też zmieniać same działania. Przede wszystkim jednak należy zmienić własne nastawienie. Nie traktujmy porażki jako czegoś niezmiennego. Nie mamy kontroli nad światem, więc nie zmienimy rzeczywistości, ale możemy zmienić siebie. Bruce Lee porównał kiedyś człowieka do wody. Woda zawsze wybiera najprostszą drogę do celu. Bezbłędnie wie gdzie spotka najmniejszy opór, czy lepiej ominąć głaz, czy też z uporem go drążyć, czy może popłynąć w innym kierunku. Woda nie traktuje przeszkody jako porażki tylko pragmatycznie podchodzi do problemu. Dlaczego się od niej tego nie nauczyć? Nie jest to takie trudne, co postaram się udowodnić historią z własnego życia.

Około 2 lat temu wykonywałem pewne doświadczenie polegające na pomiarach produkcji jednego z hormonów roślinnych w odpowiedzi na zmiany środowiskowe. Eksperyment zakończył się porażką, której przyczynę odnalazłem w jednym z materiałów używanych w pracy z roślinami. Materiał ten produkował wspomniany hormon co zaburzyło pomiary. Pogodziłem się z porażką, skutkującą utratą ponad 3 miesięcy pracy, i powtórzyłem doświadczenie uzyskując lepsze wyniki. Tutaj historia mogłaby się skończyć. Kilka miesięcy temu otrzymałem jednak niechcianą wiadomość (tzw. SPAM) na skrzynkę poczty elektronicznej. Po raz pierwszy SPAM okazał się przydatny. Wiadomość była reklamą czasopisma naukowego opisującego niewielkie ulepszenia w metodyce badawczej. Po przestudiowaniu tego periodyku doszedłem do wniosku, że materiał produkujący hormon roślinny wydaje się wpisywać w tematykę czasopisma. Szybko napisałem manuskrypt, który został przyjęty i opublikowany. Porażka stała się sukcesem. Najśmieszniejsze zaś jest to, że gdyby ktoś zapytał mnie czy poświęciłbym 3 miesiące pracy, aby opublikować taki artykuł, przystałbym na propozycję. Mimo tego, że wszystko skoczyło się dobrze, ciągle nie mogę opędzić się od myśli co byłoby gdybym bardziej aktywnie poszukiwał rozwiązania sytuacji. Czy szybciej doszedłbym do "sukcesu"? Prawdopodobnie tak, więc następnym razem gdy poniesiesz porażkę, przypomnij sobie moją historię, uśmiechnij się i jak woda meandruj przez życie. Ucz się na niepowodzeniach i zastanów się czy porażki istnieją. 

P.S. Jeśli chcecie przeczytać wspomniany artykuł, w którym można zobaczyć moje dłonie w nitrylowych rękawiczkach, kliknijcie tutaj.

0 komentarze: