Radość, a przyjemność - polemika z kolekcjonerem przeżyć
Mój ostatni post zawierał tezę w myśl której życie zgodne z filozofią minimalizmu to takie, w którym zminimalizowaniu uległo wszystko oprócz miłości oraz radości. O ile nie wymaga wyjaśnień pojęcie miłości, o tyle z radością jest już pewien kłopot. Nie posiadam żadnego wykształcenia filologicznego, ale postaram się wyjaśnić co mam na myśli.
Miłość jest podstawowym rzeczownikiem od czasownika kochać i w zamyśle oznacza nieustający akt kochania. Radość zaś pochodzi od czasownika radować się i właśnie tutaj zaczynają się schody, bowiem od wielu lat to słowo jest zastępowane w naszym języku przez wyrażenie cieszyć się. Rzeczownikiem od cieszyć się prawdopodobnie jest uciecha. Do tego wszystkiego mamy jeszcze obecną w tytule przyjemność, która nie ma "przodka" czasownikowego. To wszystko może przyprawić o zawroty głowy, więc postanowiłem usystematyzować pojęcie radości w kontekście minimalizmu jako odpowiedzi na pytanie o to jak żyć.
Chrześcijaństwo, buddyzm oraz w pewnym sensie judaizm zalecają życie przepełnione radością, krótko mówiąc należy więc żyć radośnie. Co to oznacza? Wbrew pozorom nie ma to wiele wspólnego z poszukiwaniem hedonistycznych przyjemności. Problem tego typu przyjemności poruszyłem już w jednym z poprzednich postów pisząc, o tym, że nie warto kolekcjonować subiektywnie najlepszych przeżyć. Pod tamtym postem uzyskałem komentarz od osoby o odmiennym zdaniu, na który co prawda odpowiedziałem, ale nie wyczerpałem tematu. Dlaczego, moim zdaniem, nie warto uganiać się za przyjemnościami? Po pierwsze i najważniejsze dlatego, że po chwili uniesienia zawsze następuje tzw. "zjazd". Nie jesteśmy w stanie utrzymać poziomu własnej ekscytacji na długo co sprawia, że po ustaniu bodźca często odczuwamy coś w rodzaju głodu, czując się gorzej niż przed doznaniem przyjemności. Przedstawiając to obrazowo, czujemy, że zrobiliśmy krok do przodu i dwa kroki wstecz, a w ten sposób nie można dojść do celu. Kolejnym problemem jest potrzeba coraz to nowych i silniejszych bodźców, takich dla których w końcu może zabraknąć skali. Cóż wtedy poczniemy?
Nie potrafię wprost opisać czym jest życie w radości jednak mogę przytoczyć popularną metaforę. Współżycie seksualne jest bez wątpienia przyjemnością. Większość zwierząt podobnie jak człowiek odczuwa przyjemność z aktów płciowych, jednak w pewnym sensie jesteśmy wyjątkowi. Potrafimy mianowicie nie być smutnymi po skończonym stosunku. Istnieje jednakże warunek, musimy prawdziwie kochać osobę z którą współżyjemy. Jeżeli miłość jest nieprawdziwa, bądź niepełna, robimy krok do przodu by później oddalić się od radości.
Poprzez analogię do tej metafory możemy generalizować, że radosne życie to życie w miłości. To rodzi z kolei pytanie o przedmiot naszych uczuć. Co więc kochamy? Na to pytanie każdy musi sobie odpowiedzieć sam i potem zajmować się właśnie tym. Wbrew pozorom czasami ustalenie prawdziwego obiektu naszej miłości jest trudniejsze niż się powszechnie wydaje, bowiem od młodości jesteśmy uczeni miłości do przedmiotów, pieniędzy, Boga w sensie dominującej religii. Dodatkowo częstokroć hoduje się w nas nienawiść do bogatszych, do nauki i edukacji, do ludzi o odmiennych poglądach, co jeszcze utrudnia zajrzenie wgłąb siebie. To już jednak temat na kolejny artykulik. Ten zawiera już chyba wystarczającą ilość materiału do przemyśleń na dzisiejszy dzień.
Miłość jest podstawowym rzeczownikiem od czasownika kochać i w zamyśle oznacza nieustający akt kochania. Radość zaś pochodzi od czasownika radować się i właśnie tutaj zaczynają się schody, bowiem od wielu lat to słowo jest zastępowane w naszym języku przez wyrażenie cieszyć się. Rzeczownikiem od cieszyć się prawdopodobnie jest uciecha. Do tego wszystkiego mamy jeszcze obecną w tytule przyjemność, która nie ma "przodka" czasownikowego. To wszystko może przyprawić o zawroty głowy, więc postanowiłem usystematyzować pojęcie radości w kontekście minimalizmu jako odpowiedzi na pytanie o to jak żyć.
Chrześcijaństwo, buddyzm oraz w pewnym sensie judaizm zalecają życie przepełnione radością, krótko mówiąc należy więc żyć radośnie. Co to oznacza? Wbrew pozorom nie ma to wiele wspólnego z poszukiwaniem hedonistycznych przyjemności. Problem tego typu przyjemności poruszyłem już w jednym z poprzednich postów pisząc, o tym, że nie warto kolekcjonować subiektywnie najlepszych przeżyć. Pod tamtym postem uzyskałem komentarz od osoby o odmiennym zdaniu, na który co prawda odpowiedziałem, ale nie wyczerpałem tematu. Dlaczego, moim zdaniem, nie warto uganiać się za przyjemnościami? Po pierwsze i najważniejsze dlatego, że po chwili uniesienia zawsze następuje tzw. "zjazd". Nie jesteśmy w stanie utrzymać poziomu własnej ekscytacji na długo co sprawia, że po ustaniu bodźca często odczuwamy coś w rodzaju głodu, czując się gorzej niż przed doznaniem przyjemności. Przedstawiając to obrazowo, czujemy, że zrobiliśmy krok do przodu i dwa kroki wstecz, a w ten sposób nie można dojść do celu. Kolejnym problemem jest potrzeba coraz to nowych i silniejszych bodźców, takich dla których w końcu może zabraknąć skali. Cóż wtedy poczniemy?
Nie potrafię wprost opisać czym jest życie w radości jednak mogę przytoczyć popularną metaforę. Współżycie seksualne jest bez wątpienia przyjemnością. Większość zwierząt podobnie jak człowiek odczuwa przyjemność z aktów płciowych, jednak w pewnym sensie jesteśmy wyjątkowi. Potrafimy mianowicie nie być smutnymi po skończonym stosunku. Istnieje jednakże warunek, musimy prawdziwie kochać osobę z którą współżyjemy. Jeżeli miłość jest nieprawdziwa, bądź niepełna, robimy krok do przodu by później oddalić się od radości.
Poprzez analogię do tej metafory możemy generalizować, że radosne życie to życie w miłości. To rodzi z kolei pytanie o przedmiot naszych uczuć. Co więc kochamy? Na to pytanie każdy musi sobie odpowiedzieć sam i potem zajmować się właśnie tym. Wbrew pozorom czasami ustalenie prawdziwego obiektu naszej miłości jest trudniejsze niż się powszechnie wydaje, bowiem od młodości jesteśmy uczeni miłości do przedmiotów, pieniędzy, Boga w sensie dominującej religii. Dodatkowo częstokroć hoduje się w nas nienawiść do bogatszych, do nauki i edukacji, do ludzi o odmiennych poglądach, co jeszcze utrudnia zajrzenie wgłąb siebie. To już jednak temat na kolejny artykulik. Ten zawiera już chyba wystarczającą ilość materiału do przemyśleń na dzisiejszy dzień.
2 komentarze:
Witam, Twój blog jest odpowiedzią na to czego szukałam- pochwałą prostego, ale głębokiego życia. Jestem również młodą osobą i uważam, że minimalizm o jakim piszesz jest jedynym antidotum na zagubienie, strach i samotność człowieka tzw. płynnej nowoczesności (Bauman). Mam nadzieję, że mój komentarz zachęci Cię do dalszych wpisów, gdyż z przyjemnością je czytam i porównuję z moimi spostrzeżeniami.
Dziękuję za pochwały, ale liczę na bardziej krytyczne uwagi w przyszłości, zwłaszcza, że w temacie filozofii jestem zupełnym nowicjuszem, nieobeznanym ze spuścizną pozostawioną nam na przestrzeni setek lat. Może wspólnie uda nam się wypracować lepszą koncepcję tego jak żyć. Kończąc oczekuję, że wspomniane porównanie z własnymi spostrzeżeniami będzie miało miejsce albo w komentarzach, albo na własnym blogu, do którego prześlesz mi link.
Prześlij komentarz