16.2.10

Pieniądze szczęścia nie dają - kolejny dowód z życia wzięty


Wszyscy znamy powiedzenie, które umieściłem w temacie. Większość z nas, bogaczy może  zobaczyć tylko w telewizji, gazetach czy internecie i dlatego zdajemy się nie pamiętać o tym, że to tacy sami ludzie jak my. Nie są oni szczęśliwsi od nas, a na pewno nie z powodu swojego bogactwa.
Często bogactwo wręcz sprawia problemy. Zaczynają zastanawiać się nad tym co mogą utracić, a stąd już tylko krok do paranoi. Dlatego najlepiej niczym wielcy myśliciele nie przywiązywać się nadmiernie do przedmiotów. Jedyne bogactwo, którego ciężko nas pozbawić to nasze przeżycia - elementy z których składa się życie, tak ciężkie do opisania za pomocą słów, bo inne dla każdego człowieka. Przeżyć nie należy jednak kolekcjonować na siłę. Nie chodzi o to by przeżyć subiektywnie najlepsze fragmenty, jak wakacje na Hawajach, zdobycie Mount Everestu czy zdobycie złotego medalu olimpijskiego. Celem powinno być jak najlepsze przeżycie wszystkich okruchów życia, im ich więcej tym pełniejsze nasze życie.
Dzisiejszy świat i jego kapitalistyczna "religia" karmią nas jednak namiętnie obrazem szczęśliwości związanej z posiadaniem określonych przedmiotów. Cóż może być lepszego niż posiadanie dużego domu, nowego samochodu, telewizora? Posiadanie lepszych przedmiotów niż znajomi - odpowiadają media. Przez ten szum od czasu do czasu przewija się jednak jakieś dziwne zjawisko. Może to być Bill Gates rozdający miliony czy mnisi, którzy wstępują do zakonów prosto z wieżowców wielkich korporacji.
Ostatnim dowodem na rzecz tezy, że pieniądze nie są potrzebne do szczęścia jest austriacki milioner Karl Rebeder, którego historię można przeczytać tutaj. Skracając, w wieku 47 lat, rozdał on swój majątek (około 2,7mln funtów) na cele charytatywne, sprzedał willę w Alpach i zamieszkał w mieszkaniu żyjąc za 800 funtów miesięcznie. Jakby tego było mało jeszcze bezczelnie twierdzi, że  teraz jest dużo szczęśliwszy niż prowadząc dobrze prosperującą firmę, przynoszącą coraz większe zyski.
Dlaczego przytaczam tę historię? Nie jestem jeszcze w pełni świadomym minimalistą i ciągle muszę sobie przypominać, że większość przedmiotów jest niepotrzebnych. Gdyby nie nachalne reklamy o wielu z nich nigdy bym się nie dowiedział i nie zauważył ich braku, a tak, czasem wydaje mi się, że mi ich brakuje do szczęścia. Chciałbym kiedyś osiągnąć taki stan jak wspomniany Austriak. Może jeszcze nie dzisiaj, bo teraz mam do rozdania tylko kilkadziesiąt tysięcy długu za kawalerkę oraz kilka książek, o czym pisałem w poprzednim poście. Dzień za dniem coraz łatwiej jednak przychodzi mi opieranie się zewowi konsumpcji, a historie takie ja ta przytoczona w tym poście utwierdzają mnie w przekonaniu, że właściwie pojmowany minimalizm jest jedynym stylem życia, w którym mogę wieść szczęśliwy żywot. Do bycia minimalistką pieniądze zaś nie są potrzebne więc, siłą rzeczy, nie mogą dawać szczęścia. Tym sposobem doszliśmy z powrotem do przysłowia,  z którego mądrości pozostaje nam tylko skorzystać. Lepiej wszak odnaleźć sens w wieku lat 30 niż czekać do 47 roku życia.

3 komentarze:

Paweł Kata pisze...

"Pieniądze szczęścia nie dają" - jakoś trudno mi się zgodzić z tym stwierdzeniem, jako początkującemu minimaliście. Podany przykład Karla Redbera to IMHO tylko rozdmuchany przez media wyjątek, który o niczym nie świadczy.

Zauważ, że gościu najpierw się dorobił, a dopiero potem wyrzekł się wszystkiego. My, którym daleko do bogactwa, w minimalizmie znajdujemy pewien sposób na "tunelowanie" tych pieniędzy, które mamy właśnie w "być", a nie w "mieć" i nie ma w tym nic złego.

Dla mnie minimalizm to nie ascetyzm. Jako minimalista dalej będę zarabiał pieniądze, ale właśnie po to, żeby bardziej "być" w tym konsumpcyjnym świecie. Żeby więcej doświadczać. I tak się składa, że uwielbiam podróżować. To, co nazywasz "subiektywnie najlepszymi fragmentami" to coś, co mnie kręci bo jestem niesamowicie ciekawy świata. Dlaczego, nawet jako minimalista, mam sobie odmawiać tych doświadczeń, mimo że mam pieniądze?

Wspomniane przez Ciebie okruchy są właśnie tym - okruchami - stanowią codzienność. Czy mam dopatrywać się czegoś szczególnego w piciu porannej kawy? W myciu zębów? Siedzeniu na ławce przy domu? Owszem, można się tym cieszyć - ale rutyna dopada każdego, nawet minimalistów, więc nawet oni poszukują nowych niekoniecznie ekstremalnych doświadczeń.

Piszesz także, że do bycia minimalistą pieniądze nie są potrzebne… może i nie są, o czym niech świadczy przykład Heidemarie Schwermer, ale większości minimalistów bardzo pomagają. Ja bym raczej skłaniał się ku stwierdzeniu:

"Minimalistom *zbyt wiele* pieniędzy dodatkowego szczęścia nie daje".

Poza tym, już jako offtop… znam jeszcze jedną wersję tego przysłowia. Ktoś tam sławny to powiedział (AFAIR George Bernard Shaw), a brzmi ono tak:

"Pieniądze szczęścia nie dają. Zwłaszcza cudze."

To też daje do myślenia o sensie tego przysłowia ;-)

mongr pisze...

Moim zdaniem przykład jest właśnie dlatego taki dobry, bo opowiada o człowieku, który ŚWIADOMIE zrezygnował z bogactw i tzw. luksusu. Empirycznie doszedł do tego, że życia zgodne z etyką większości religii świata daje mu więcej szczęścia niż ogólnie przyjęty, w kapitalistycznym świecie, wzorzec.
"Subiektywnie najlepsze przeżycia" są piękne, ale czy ich kolekcjonowanie może stanowić cel życia? Myślę, że dla większości ludzi nie, a Ty? Istnieje takie ćwiczenie polegające na wspomnieniu najszczęśliwszych momentów w życiu. Większość ludzi nie wskazuje na chwile związane z wydawaniem pieniędzy.
Rozgrzebując temat pieniędzy i podróży. Niezmiernie dziwi mnie ile świata ludzie oglądają przy minimalnych nakładach lub wręcz za koszt własnej pracy jako wolontariusze. Gdy czyta się relacje podróżników, którzy swą drogę opierali na wierze w dobroć drugiego człowieka (że nakarmi i użyczy schronienia) ma się wrażenie, że to nie jest możliwe w "cywilizowanych" kapitalistycznych krajach. Jednocześnie myślę, że takie podróże były ciekawsze, a nam po prostu brak odwagi by spróbować tego dzisiaj. Dzisiaj przeczytałem, że tym właśnie różnią się "bohaterowie" od zwykłych ludzi, takich jak ja.
Kończę stanowczym stwierdzeniem, że pieniądze nie są potrzebne do bycia minimalistą, bo nie są potrzebne do życia. Człowiek to organizm jakich wiele, wystarcza mu trochę pożywienia, snu oraz ochrona przed warunkami atmosferycznymi, a pieniądze... to tylko dodatek, który czasem sprawia więcej problemów niż pożytku.
Dziękuję za wspomnienie o Heidemarie Schwermer (nie słyszałem wcześniej), żeby tak całkowicie zrezygnować z pieniędzy w industrialnym świecie, to trzeba mieć dopiero odwagę.

Anonimowy pisze...

Bardzo ciekawie napisane. Jestem pod wielkim wrażaniem.