23.10.11

O wolności majaki chorego człowieka


No i stało się. Jestem chory. Nie wiem po prawdzie czy to wina osłabionej odporności, czy może zbyt późno wyjętej z szuflady czapki. Nie zmienia to faktu, ale na wszelki wypadek zwalam winę na koleżankę z instytutu co to przychodziła pracować pomimo uwidocznionej niezdrowymi rumieńcami choroby zakaźnej. Czyż można mnie winić? Bycie dobrym człowiekiem jest trudne nawet bez dokuczającej gorączki, zatkanego nosa i całkowitego braku siły, a co dopiero w takim stanie. Nie zacząłem jednak pisać, by żalić się na swój los. Przypomniało mi się po prostu, że najlepsze wypracowania z lat szkolnych napisałem w gorączce. Właściwie jak o tym głębiej pomyśleć, to ma to nawet sens. Mózg staje się pewnikiem bardziej kreatywny żeby nie dopuścić do denaturacji białek swej neuronowej struktury. Skutki uboczne to kwiecisty język, słowotok oraz otwarty umysł. Właśnie tego możecie się spodziewać w tym poście. Mam nadzieję, że tak jak w latach młodzieńczych, wyjdzie lepiej niż zwykle. 

Korzystając więc ze stanu w którym się znajduję postanowiłem podjąć się trudnego zadania napisania o wolności. Czymże jest wolność, chciałoby się spytać i zaraz odpowiedzieć jakimś wierszem. Na podorędziu mam nawet utwór Grechuty, ale chyba wolę bardziej "naukowe" definicje. Proza zawsze poruszała moje zwoje nerwowe lepiej niźli poezja. Jeśli dodamy do tego otrzymane wykształcenie i ciągoty akademickie, w wyniku skomplikowanych obliczeń jednostki centralnej otrzymamy taką oto niezgrabną quasi-naukową definicję wolności:
wolność to możność i chęć podjęcia działania dyktowanego nam przez własne, prawdziwe "ja" w taki sposób, aby nie ograniczało to wolności człowieka
Prawda, że prosty i zgrabny opis wybazgrałem, nawet rodzaj zapętlenia rodem z programowania mi tam wskoczył tworząc taki quasi-algorytm wolności. Definicja jednak definicją, a ciągle nie wiadomo o co chodzi. Rozwijając więc ją trochę rozchodzi się o to, żeby nie robiąc innym kuku, choćby nawet w dobrej wierze, korzystać ze wszelkich dostępnych środków, aby zrealizować swoje marzenia. Największym zaś złem jakie możemy wyrządzić człowiekowi jest ograniczenie mu wolności. Nie róbcie tego nigdy! To przesłanie przekazuje wam uwięziony fizycznie w łóżku, mentalnie niezdolny do pracy, z zatkanym nosem utrudniającym odpoczynek. Choroba bowiem to nie odpoczynek. To ciężka praca organizmu: pocimy się, przyspiesza nam serce i do tego nie możemy naturalnie oddychać. A to tylko objawy zauważalne nieuzbrojonym okiem. Nie o skomplikowanej naturze naszej odpowiedzi na patogeny dzisiaj jednak piszę lecz o wolności. Wracając więc do niej trzeba mi zauważyć, że post ten zacząłem przelewać na papier ekran, gdyż choroba tak wypełniła mi czasoprzestrzeń "ciało-umysłu", że poczułem się zniewolony. Doprowadziło mnie to do pytania jak często człowiekiem, któremu ograniczamy wolność jesteśmy my sami. Zauważyliście, że w definicji brakuje słowa "drugiego"? Celowo je pominąłem, bo też i nadmierne ograniczanie siebie jest jednym z najczęstszych błędów naszych czasów. Mam tu na myśli nasze strachy i obawy, ale też złe nawyki i inne hamulce ograniczające nasz marsz ku marzeniom. Takich rzeczy jest wiele. Dla mnie jest to zbyt długa praca i nadmierne nią zmęczenie oraz uzależnienie od internetu i informacji. Odpowiedzią na ten problem wydaje się być wdrażanie w życie założeń filozofii minimalizmu. Będę się starał zatem zminimalizować i stłamsić wszelkie trudności, aby osiągnąć zamierzony cel. Tym optymistycznym akcentem pożegnam się na dziś. Życzcie mi zdrowia, bo nie chcę dłużej ograniczać własnej wolności, nawet jeśli tym razem to rzeczywiście dla własnego dobra.

0 komentarze: