7.10.11

Model przeżywania nieoczekiwanej tragedii (plus gratis zachęta wyborcza)

Kiedy świat zawali Ci się na głowę i całe Twoje uporządkowane życie legnie w gruzach, nie myślisz o własnym samorozwoju, ani o tym jak zmienić swoje życie na lepsze. Zamiast tego odpływasz całkowicie w depresję, lub, w najlepszym razie, starasz się wypełnić szczelnie swój czas problemami dnia codziennego tak, aby nie myśleć o tym co Cię przeraża. Żadna z tych dwóch postaw nie jest rozwiązaniem. Obie prowadzą do tego samego skutku - depresji. Czy istnieje trzecia droga? Moim zdaniem tak, chociaż nie ukrywam, że dopiero teraz jestem w stanie ją na trzeźwo zauważyć.
Aby w pełni zrozumieć dlaczego tradycyjne postawy zawodzą przytoczę z pamięci jak, według psychologów, wygląda proces radzenia sobie z nieoczekiwanym, negatywnym wydarzeniem. Jest to proces składający się z kilku następujących po sobie faz. Fazy te występują praktycznie zawsze, ale bardzo często to od nas zależy jak długo trwają. Zaznaczyć tu muszę, że mój przypadek należy do gatunku szczególnie trudnych, głównie ze względu na wszechobecną dezinformację (a czasem nawet bezczelne kłamstwa) oraz fakt iż mamy do czynienia z wydarzeniem bardzo medialnym. Niemniej jednak, pomimo tych trudności, wspomniany przypadek ujawnił dokładnie takie fazy jak powinien. Były to:
  • faza szoku - tutaj nie muszę chyba niczego tłumaczyć, jak przy każdym wydarzeniu nagłym i tragicznym trwała dosyć długo tj. właściwie do końca fazy drugiej, którą była
  • faza zaprzeczenia - w moim przypadku było to niedowierzanie w dochodzące z różnych źródeł informacje, a później kluczowe trzymanie się wersji o kilku osobach ocalałych by w końcu przejść do następnej fazy, którą stanowiła
  • faza rozpaczy - krótko mówiąc całkowity dół emocjonalny. Mam na myśli stan, w którym nie ma żadnej odskoczni od złych myśli nawet na sekundę, a jedyną w miarę neutralną aktywnością umysłową jest próba zachowania kamiennej twarzy i całkowitego oczyszczenia umysłu. Na zewnątrz wygląda to całkiem dobrze, ale na tym kończą się plusy tej fazy. Podczas przebywania w niej mój mózg ciągle podejmował jeszcze próby zaprzeczania, co czasami skutkowało nieodpartą potrzebą obudzenia się z koszmarnego snu, bo przecież to nie może być prawda. Takie rzeczy, cokolwiek by nam nie wmawiali niektórzy dziennikarze (Ci sami od wyssanych z palca przecieków dotyczących stenogramów, nacisków, bezpodstawnych analiz psychologicznych, czy teorii przeczących prawom fizyki), nie mają precedensu w całej historii ludzkości. Być może dlatego miałem dosyć często powracające poczucie, że to wszystko nie dzieje się naprawdę i tworzyłem sobie alternatywną rzeczywistość, coś na kształt Matrixa. Faza ta trwała w moim przypadku długo bo prawie rok, później, z czasem, więcej miejsca zajęły następne fazy, a rozpacz zmieniła się z beznadzieję i obojętność, która obecnie ciągle jeszcze wypełnia dosyć szczelnie moje życie w tzw. "gorsze dni". Najlepszym podsumowaniem niech będzie fakt, że nie nauczyłem się do tej pory szczerze uśmiechać, ale przynajmniej próbuje identyfikować pozytywne sytuacje w swoim życiu i jestem świadomy własnej ułomności. Kolejnymi fazami są
  • faza poczucia krzywdy, faza agresji i faza depresji - powinny one następować po sobie, ale w moim przypadku przeplatają się i trwają do dziś. Nasilają się po każdej nowej informacji. A to minister Kopacz skłamie, że przekopano teren na miejscu katastrofy, po czym znajdowane są kolejne fragmenty ludzkich ciał, które zajmują kilka (!) trumien. A to nie można ekshumować zwłok, bo jest to niezgodne z ustawą (nota bene tą samą z którą niezgodne było przetrzymywanie trumien na torwarze, ale przecież co wolno Wojewodzie to nie zwykłemu człowiekowi). A to premier oddaje całe śledztwo w ręce rosyjskich władz, z którymi jak wiadomo od zawsze łączą nas zażyłe, serdeczne stosunki (a delegacja zapewne leciała je odświeżać). A to wrak jest niszczony, a jego kilkuset-kilogramowe fragmenty przemieszczają się skokowo o kilkadziesiąt metrów na dobę, aby bardziej pasować do teorii głoszonych w oficjalnych raportach. Wreszcie generał odpowiedzialny za zabezpieczenie wizyty otrzymuje awans pomimo śmierci najważniejszej osoby, którą miał chronić, a minister, który ustanowił swoisty rekord w ilości generałów, którzy zginęli za jego kadencji w czasie pokoju, przez kilkanaście miesięcy nie widzi potrzeby podania się do dymisji, po czym ogłasza się go człowiekiem honoru. W końcu publikowane są państwowe raporty ze zdjęciami ukradzionymi z internetu, przedstawiającymi co innego niż głoszą podpisy i prezentowane są beznadziejnie opracowane animowane filmiki nie poparte niczym poza czyjąś wyobraźnią. Mógłbym tak wymieniać godzinami, ale myślę, że każdy już zrozumiał o co mi chodzi. Ślepych i tak nic nie przekona i dalej będą myśleli, że afery hazardowej nie było, tragedia pod Smoleńskiej jest zbadana perfekcyjnie, Grabarczyk jest najlepszym ministrem infrastruktury, a Pitera dzielnie walczy z korupcją. Wiele osób poważnie traktujących filozofię minimalistyczną pisze, że trzeba ograniczać sobie samemu dostęp do informacji, aby nie zwariować. Rozchodzi się zwłaszcza o negatywne informacje, na które nie mamy wpływu. Po części się z tym zgadzam, ale nie uważam aby filtrowanie informacji ważnych z punktu widzenia kraju, którego jesteśmy obywatelami było wskazane, właśnie dlatego, że jednak jakiś wpływ jeszcze jako obywatele posiadamy. Wybory, bo o tym piszę są wszak istotą systemu demokratycznego państwa. Filtrujmy więc negatywne informacje, ale również kampanię wyborczą, obietnice, zewnętrzne opakowania itp. Filtrujmy, ale tylko po to, aby przemyśleć sobie własny wybór samodzielnie i nie dać się otumanić. Z dalekiej podroży wróćmy jednak do moich faz. Ostatnia z nich czasami puka do moich drzwi, ale nie nazbyt często a jest nią...
  • faza akceptacji - w moim przypadku względnej akceptacji tzn. przyjąłem do świadomości fakt, ale nie potrafię i nie chcę zapomnieć nie tylko o siostrze, ale też o wszystkich krzywdach, kłamstwach, zrzucaniu winy i odpowiedzialności oraz zamiataniu tak poważnej sprawy pod dywan. Obecnie przebywam przez około 50% czasu w tej fazie (pewnie tylko dzięki stałemu zajęciu), cały czas miewając, często długie i gwałtowne, okresy powrotu do faz wcześniejszych.
Tylko tyle i aż tyle chciałem dzisiaj napisać o modelu przeżywania nieoczekiwanych tragicznych sytuacji. Kończąc chciałem tylko krótko podsumować jaka nauka płynie z dzisiejszego postu.
Po pierwsze jeśli chcesz przyspieszyć rekonwalescencję po tragicznym wydarzeniu i ułatwić sobie powrót do normalności powinieneś poznać fazy, które będziesz przechodził. Znając je możesz często przyspieszyć niektóre z nich oraz złagodzić ich skutki. Warto poszukać pomocy z zewnątrz oraz każdej możliwości ułatwienia sobie szybszego przejścia przez poszczególne fazy.
Drugą sprawą jest fakt iż chciałbym zachęcić osoby, które idą na wybory, aby przemyślały dokładnie na kogo oddadzą swój głos. Czy mają ochotę postawić krzyżyk przy nazwisku osoby, która głosowała za wotum ufności dla ministra Grabarczyka, albo przeciwko uczciwemu śledztwu w sprawie tragedii Smoleńskiej? Ze swojej strony zachęcam, przede wszystkim, do głosowania kierując się dobrem wspólnym, a nie interesami wąskich grup społecznych (w tym grupy, w której się aktualnie znajdujemy) pamiętając o tym, że w źle zarządzanym kraju bycie bogatym jest hańbą (w dobrze zarządzanym jest zaś dla odmiany cnotą). Tę parafrazę Konfucjusza przekazuję dalej jako zachętę do samodzielnych, politycznych przemyśleń.

2 komentarze:

sowa_nie_sowa pisze...

Witaj, widzę, że nikt się nie odzywa, myślę, że to chyba lęk, żeby nie powiedzieć czegoś niestosownego w tej sytuacji, nie zachować się grubiańsko czy mało empatycznie...
Podejmę to ryzyko, mając nadzieję, że mi wybaczysz, jeśli nawet tak moją wypowiedź odbierzesz:)
Na czym Twoim zdaniem polega faza akceptacji? Bo o swojej piszesz, że jest to względna akceptacja. Moim zdaniem akceptacja w tym wypadku oznacza, że doszło do Ciebie, że Twojej siostry już nie ma i nie będzie, że tak się stało i nic na to nie można poradzić. Natomiast nie oznacza to, że masz o niej zapomnieć czy też zapomnieć o "wszystkich krzywdach, kłamstwach, zrzucaniu winy i odpowiedzialności oraz zamiataniu tak poważnej sprawy pod dywan.". Akceptacja nie oznacza zapomnienia...
O siostrze zawsze będziesz przecież pamiętał i zawsze będzie obecna w Twoim życiu w szczególny sposób:)
Tak samo o okolicznościach tej sprawy, one takie były po prostu. To jest moim zdaniem akceptacja: tak było. Akceptuję to, czyli przyjmuję do świadomości/wiadomości, że tak było. Natomiast to, co w związku z tym czujesz czy chcesz robić, to już inna sprawa. Akceptacja nie oznacza, że nam się to podoba czy uważamy, że tak jest ok. Moim zdaniem akceptacja to jest powiedzenie sobie i przyjęcie tego do wiadomości, że takie są fakty. I tyle. A co dalej, to Twój wybór: pielęgnowanie pamięci siostry, opowiadanie o niej swojemu dziecku itd. Ale również decyzja czy chcesz sprawy związane z jej śmiercią drążyć dalej czy uznać, że nie masz na to wpływu i mimo bólu z tym związanego odpuścić winowajcom. Albo walczyć, jeśli masz siłę i wiarę w pełne wyjaśnienie sprawy.

Dobrze, że wróciłeś do pisania i do bloga. Każdą, nawet największą tragedię można w jakiś sposób przekuć na coś, co przyniesie korzyść czy ulgę, sobie i innym. Może właśnie Twoje doświadczenia, to co z nich wypływa, to kim się pod ich wpływem stałeś i Twoja decyzja dzielenia się tym z innymi, może to przyniesie komuś coś dobrego...? Wierzę, że tak będzie!
Pozdrawiam, gratuluję potomka i maratonu!

mongr pisze...

Spokojnie, ja się nie obrażam gdy ktoś podejmuje trud dyskusji. Wręcz przeciwnie, cieszę się, że mogę się czegoś nowego nauczyć:-) Co do poruszonej kwestii to może zbyt zdawkowo się wyraziłem. Rozchodziło mi się o to, że nie chcę zapomnieć o siostrze... i nie zapomnę. Natomiast bardzo chciałbym zapomnieć o wszelkich "nieprawidłowościach" związanych z jej śmiercią. Nie chodzi mi przy tym o żadną zemstę tylko o prawdę. Nie jestem w stanie zaakceptować kłamstwa, zwłaszcza jeśli nie trzyma się ono kupy. Problem w moim przypadku dotyczy więc tego, że nie znam faktów do zaakceptowania. Jedynym pewnikiem jest śmierć Justyny, cała reszta to gąszcz wzajemnie się wykluczających hipotez.

Nie użalam się jednak nad sobą, staram się normalnie egzystować i piszę tego bloga. Może coś z mojej "twórczości" przyda się chociaż jednej osobie. Na razie przydaje się mi, toteż cel minimum jest osiągnięty;-)